W poprzedniej kadencji władze miasta czasami rezygnowały z unijnych dotacji, a nieraz na własne życzenie musiały zwiększać wkład własny. Tak było w przypadku dwóch projektów: rewitalizacji Park Zamkowego oraz Promenady. W roku 2016 złożono wnioski o dofinansowanie. Koszt Parku Zamkowego oszacowano na 9,2 mln zł, z czego 85 proc., czyli 7,8 mln zł miała pokryć Unia Europejska. Podobnie te proporcje przedstawiały się w przypadku Promenady. Koszt całkowity to 7,1 mln zł, w tym unijna dotacja 5,9 mln zł. Wnioski opracowano i złożono na podstawie koncepcji programowo-przestrzennych przygotowanych w Wydziale Rozwoju Miasta. Tam też powstał kosztorys inwestycji. W roku 2017 podpisano umowy o dofinansowanie projektów według zaproponowanego montażu finansowego. Zgodnie z założeniami konkursu projekty musiały spełniać określone kryteria. Bardzo sztywno określono też podział kosztów kwalifikowanych. Generalnie, jeśli chodzi o inwestycje realizowane ze środków unijnych, projekt konkursowy nie może się różnić od planów budowlanych.
Mysłowicki magistrat pod sterami prezydenta Lasoka postanowił jednak wykazać się planistyczną kreatywnością.
Za przyznane pieniądze chcieli zrobić coś innego, niż deklarowali we wniosku. Z Unią Europejska nie przechodzą takie numery. Jakim cudem nie wiedzieli o tym mysłowiccy urzędnicy? W efekcie dostaliśmy mniej, niż planowano. Dotacja w wysokości 85 proc. skurczyła się do 45, 65 proc. jeśli chodzi o Park Zamkowy i 51,67 proc. dla Promenady. Ten finansowy pasztet odziedziczył kolejny prezydent, Dariusz Wójtowicz.
Na tym nie koniec niespodzianek.
Okazało się, że plany budowlane są jedną wielką fuszerką. Na przykład w górnej części Parku Zamkowego zaproponowano żwirowe alejki. Jak po takiej nawierzchni mają się poruszać rowerzyści, rodzice z wózkami dziecięcymi albo osoby niepełnosprawne? Niektóre rzeczy zrobiono źle, a inne pominięto. W planach rewitalizacji Parku Zamkowego nie znalazł się, m.in. remont nieczynnej fontanny. Instalacja jest nieskanalizowana i przy większych deszczach zalewa pobliski teren. Obecne władze naprawiają teraz błędy poprzedników, ale lekko nie jest, bo brakuje pieniędzy i gonią terminy. Oddanie Parku zaplanowano na wrzesień przyszłego roku, ale roboty pozostało sporo.
To jeszcze nic w porównaniu z tym, co dzieje się na Promenadzie.
Zalanie tego terenu po majowych gwałtownych deszczach nie było klęską żywiołową, ale skutkiem kolejnej, odziedziczonej fuszerki. Kumulacja błędów projektowych robi naprawdę duże wrażenie. Nikt nie wiedział, że jest tam przepust wodny pod ulicą. Nieczyszczona i zatkana instalacja powodowała zalewanie Promenady. Dopiero teraz udrożniono i naprawiono przepust. Ozdobą terenu miały być trzy stawiki. Problem w tym, że były one zasilane wodą z rowu kanalizacji ogólnospławnej. Płynęły nim różne substancje, których w przyzwoitej gazecie wymieniać nie wypada. W stawikach wody było za mało, ale występowała za to w nadmiarze na pobliskim placu zabaw. Kto wpadł na pomysł, aby miejsce dziecięcej rekreacji zlokalizować na podmokłym terenie? Sytuacje udało się uporządkować dopiero teraz. Dzięki systemowi drenów, do stawików wpływa woda, a dzieci mogą na plac zabaw ubierać trampki zamiast gumowców. Generalnie, cała Promenada została odwodniona dzięki systemowi studni i pomp. Jeśli wszystko pójdzie dobrze cały zrewitalizowany teren rekreacyjny zostanie oddany do użytki w lipcu tego roku. Ciekawe ile jeszcze „niespodzianek” zostawiła po sobie poprzednia ekipa w magistracie? (fil)
Napisz komentarz
Komentarze